Odkąd powstała psychologia akademicka, naukowcy zastanawiają się, jakie są i czy w ogóle istnieją granice rozwoju osobistego. Podobnie w ekonomii pojawiło się pojęcie “granice wzrostu” na określenie momentu, kiedy dalszy rozwój będzie niemożliwy, albowiem osiągnięte zostanie maksimum możliwości.

Jak wiadomo, każdy samochód ma maksymalną moc i prędkość. Podobnie jest w ekonomii – ilość fabryk razy moc przerobowa każdej z nich pokazuje maksimum momentu produkcji. Zachodzi jednak zasadne pytanie, czy analogicznie do samochodu i fabryk, istnieje jakaś granica rozwoju ludzkich możliwości? Jak do tej pory, jej nie osiągnęliśmy, podobnie cały czas konstruowane są coraz szybsze i wydajniejsze silniki, a w ekonomii powiększa się wydajność i ergonomia pracy ludzkiej, także dzięki robotyzacji i automatyzacji produkcji towarów i usług. Czy pewnego dnia możemy osiągnąć zarówno społeczne, jak i indywidualne możliwości rozwojowe? Na to pytanie nie znamy jeszcze odpowiedzi, lecz można przypuszczać, że do ewentualnych granic jest jeszcze bardzo daleko. Mamy więc co robić.

Od czasu, gdy powstała psychologia pozytywna, zajmująca się ludzkimi możliwościami, równolegle powstała RLP, czyli ruch ludzkiego potencjału, blisko początkowo związany z filozofią new age, która z kolei pełnymi garściami czerpała z filozofii i systemów wschodnich. Psychologowie pozytywni w odróżnieniu od klasycznej psychologii nie zajmują się diagnozą i leczeniem różnych zaburzeń, ale chcą pomagać w rozwoju ludzkich możliwości. Jednak nie są tak optymistyczni w ocenie tego, ile człowiek w życiu wykorzystuje możliwości, jak przedstawiciele RLP. Ci ostatni twierdzą, opierając się czasem na błędnie rozumianych badaniach, że człowiek wykorzystuje maksymalnie 3 % swoich możliwości. Udowodniono już, że to nie jest prawda naukowa, tylko pobożne życzenie, kierowane do naiwnych, którzy sądzą, że wystarczy przeczytać dziesięć książek z rozwoju, aby osiągnąć szczęście, bogactwo, zdrowie i na dokładkę szczęśliwą miłość, uniknąć problemów i katastrof życiowych, mieć życie lekkie, łatwe i przyjemne. W odróżnieniu od RLP psychologowie pozytywni nie są tak optymistyczni, ale nie podzielają też pesymizmu tradycyjnej psychologii, wywodzącej się od Freuda, która z kolei wskazywała na pełny determinizm ludzki, szczególnie w epoce behawioryzmu w latach 30tych. Pierwsi psychoanalitycy mówili o zdeterminowaniu zachowania, a nawet losu człowieka przez czynniki nieświadome czy kompleks Edypa, a behawioryści wskazywali na wczesne warunkowanie klasyczne jako na motor ludzkich reakcji. Zarówno pierwsi, jak i drudzy nie sądzili, aby można było pokonać nerwicę, a ludziom zdrowym mówili, że po osiągnięciu wieku dorosłego rozwój się kończy. Dziś wiemy, że przynajmniej to drugie twierdzenie o końcu dojrzewania jako kresie rozwoju nie jest prawdą: człowiek nie przestaje się rozwijać wraz z ukończeniem 18 lat. Rozwija się całe życie, ale musi włożyć wiele wysiłku w naukę i pracę nad sobą.

I tu tkwi problem, bo większość poradników obiecuje złote góry bez minimum wysiłku – kup, przeczytaj, zrób ze dwa ćwiczenia i już. Masz wszystko! Będziesz z miejsca elokwentny, mądry, popularny wśród znajomych, którzy się będą dziwili twojej przemianie i tak dalej. Oczywiście, nie istnieje ani jedna technika rozwojowa, która zadziałałaby od razu, podobnie jak nie wystarczy magiczna pigułka, aby odtąd wszystko szło po twojej myśli. Droga rozwoju miewa okresowe stagnacje, a nawet regresy, nie jest więc liniowa. Ale tego spece od rozwoju albo sami nie wiedzą, albo wiedzą, ale idą na skróty, a takie drogi okazują się przeważnie najdłuższe i mało bezpieczne. Rozwój co prawda jest możliwy w każdym wieku, ale wiadomo, że im wcześniej zaczniesz uczyć się języków obcych czy grania na pianinie, tym lepsze efekty osiągniesz dzięki ciężkiej pracy. Bo nie ma magicznych technik, a wszystko, czego uczą niektórzy rozwojowcy to slogany, hasła i tak zwane afirmacje, mające na celu raczej sprzedaż własnych poradników niż autentyczny rozwój ludzki. Nie ma lepszej metody pracy nad sobą niż czytanie regularne, a przecież kto dziś czyta książki? Nie wymyślono lepszej metody nauki czegokolwiek niż powtarzanie materiału, ale to nie jest dziś w modzie – ktoś raz przejrzy materiał i ma złudzenie, że wie. Jest to tak zwana wiedza intuicyjna, ale to wiedza pozorna. Każdy, kto chce mieć jakieś wyniki w nauce na uczelni, powinien mówiąc staroświecko, “przysiąść fałdów” i zastosować starą zasadę, że “ćwiczenie czyni mistrza”. Bez regularnego obcowania z materiałem, zaraz po egzaminie wyleci on z pamięci, bo pamięć deklaratywna (dotycząca faktów i danych) jest bardzo ulotna. Natomiast pamięć proceduralna, czyli dotycząca umiejętności (jazdy na rowerze, gry na skrzypcach, etc.), jest wyjątkowo trwała, ale też bez ćwiczenia nie spełni swej roli.

Dlatego zawrzyj ze sobą kompromis – rozwój osobisty tak, ale bez magicznego oczekiwania, że manna sama posypie się z nieba. Nie jesteśmy w sytuacji beznadziejnej, jak sądzili egzystencjaliści w połowie XX wieku, ale też poleganie na pustych, nie popartych żadnymi twardymi dowodami sloganach to strata czasu i często ciężko na etacie zarobionych pieniędzy. Bo w większości rozwój osobisty rozwija najwyżej tak zwane “miękkie umiejętności”, które każdy powinien rozwinąć, ale nie daje narzędzi do nabywania twardej wiedzy. Oczywiście, sama wiedza nie wystarczy, potrzebne są umiejętności społeczne i bardzo dobrze, że są poradniki o mowie ciała, o tym, jak się zachować na rozmowie kwalifikacyjnej, ale to nie wystarczy. Przyszli programiści muszą po prostu nauczyć się języków programowania, a mowa ciała niespecjalnie się im przyda. A to właśnie branża IT i szerzej branża techniczna to zawody i zajęcia przyszłościowe.