I. Klasyczne “pranie mózgu”.

Do tej pory “pranie mózgu” zarezerwowane było dla podmiotów z pogranicza marginesu społecznego – sekt i nowych ruchów religijnych, wojska (np. w Wietnamie, w Chinach, w Kambodży). Stosowane drastyczne metody były jednocześnie złamaniem prawa, co sprawiało, że stosunkowo łatwo było wykryć tego typu praktyki i doprowadzić do aktu oskarżenia. Klasyczne pranie mózgu było jednoznaczne z przemocą psychiczną, stanowiąc jej istotę. Można tedy było nawet mówić o katach i ofiarach czy oprawcach i ofiarach. Także publiczne wystąpienia dyktatorów XX wieku (Stalin, Hitler, Mao, inn.), zarejestrowane na taśmie filmowej, nie pozostawiały wątpliwości, że pranie mózgu może odbywać się w przestrzeni publicznej, nie tylko w zamknięciu i izolacji, może też przybrać formy pozorujące wolną wolę uczestniczenia w otwartych defiladach, pochodach 1-majowych czy nazistowskich spektaklach. Było to rozumienie “prania mózgu” w wersji twardej, najbardziej oczywistej i nie pozostawiającej żadnych złudzeń.

II. Pranie umysłów w wersji miękkiej.

Po eksplozji sekt w latach 90. na fali odzyskania wolności wyznania, kiedy konieczne było nawet powołanie Ośrodka Badań nad Sektami i Nowymi Ruchami Religijnymi (w konteście także ruchów z kręgów “new age”), okazało się, że nie trzeba porywać ludzi do sekt, więzić ich, by spowodować istotne ilościowo i jakościowo zmiany w świadomości, przekonaniach i zachowaniach jednej lub wielu osób. Od czasów rozpowszechnienia Internetu w Polsce na przełomie wieków (i jednocześnie, co ważne w kontekście ruchów milenarystycznych i chiliastycznych, przełomie tysiącleci), cały twardy proceder prania mózgów przeniósł się do sieci, miejskich gangów i mafii, a w realu w jego miejsce przyszły o wiele bardziej miękkie formy manipulacji i kontroli umysłów (“thought control”, “mind control”), których najbardziej oczywiste formy to reklamy (często podprogowe), niektóre bajki dla dzieci (z informacjami utajonymi, jak w Japonii), pewne media, które ostatnio nasilają propagandę, wzorowaną na sławetnym “Dzienniku telewizyjnym” z czasów realnego socjalizmu, tygodniki opinii z lewa i prawa (brak centrum!). Dziś, aby masom wyprać umysły nie trzeba zakładać kolejnej sekty – wystarczy odpowiedni kanał na YouTube, albo innej platformie społecznościowej, wystarczy założyć i wydawać pisma typu “Czwarty Wymiar” albo “Cuda i Dziwy”, można też zorganizować szkolenie wyjazdowe gdzieś w górach, w lesie w centrum Polski pod pozorem nowych metod zarabiania (najczęściej jest to marketing wielopoziomowy – MLM, wzorowany nad owianym złą sławą AmWay’u, swego czasu aktywnym w Polsce, czy agencjom oferującym ubezpieczenia na życie, jak Amplico Life, czy wprost piramidom finansowym w rodzaju Amber Gold).

  

Piorący mózgi wiedzą, że na nowych religiach już nie zarobią, bo Kościół pod rządami prawicy przechodzi do ofensywy (czemu sprzyja liberalizm Franciszka), więc przerzucili się na szeroko pojmowany “rozwój osobisty i coaching” oraz szkolenia biznesowe dla mas pod pretekstem “wychodzenia ze strefy komfortu” i zakładania własnej firmy. Mnożą się tedy firmy szkoleniowe, powtarzające do znudzenia (więc i przyswojenia jako “oczywiste”) tezy światowych mówców motywacyjnych i szkoleniowców, proste recepty na złożone problemy, wielkie pieniądze szybko i małym wysiłkiem, mnożą się spotkania integracyjne, często przypominające do złudzenia wielkie gale amwayowskie z lat 90., tylko bez ewidentnego sztafażu sekciarskiego, jak odpowiednie oświetlenie (jaskrawe) czy transowa muzyka w tle, choć autor był na jednym z takich szkoleń już w XXI wieku, gdzie nadal uciekano się do klasycznych socjotechnik rodem z lat 90., czasu kompletnego chaosu we wszystkich sferach życia publicznego i prywatnego. Firmy, których celem było zbudowanie sieci sprzedawców-akwizytorów musiały zasłonić i ukryć fakt, że proponowali stosunkowo prostą, ale zarazem ciężką pracę, dlatego obudowywały tego rodzaju trickami psychologicznymi każde szkolenie. Pod koniec takiego najczęściej weekendowego wyjazdu w luksusowym hotelu urządzano zabawę, co miało emocjonalnie związać uczestników z firmą. Podczas szkolenia przekazywano szczegółową wiedzę o np. rynku ubezpieczeń na życie, ale połowę czasu zajmowało rysowanie sławetnych grafik, ukazujących stopnie szybkiego awansu na kolejne poziomy marketingu. Podawano też najczęściej niebotyczne sumy, które można będzie zarobić. Ważną praktyką, dziś rzadszą, były występy nowo “nawróconych”, którzy stosowali prosty schemat: “pracowałem na etacie, nie wystarczało na życie, teraz sam decyduję, ile i gdzie pracuję i jeżdżę na Seszele co rok, mam willę z basenem, nowe auto i wspaniałe prezenty od firmy”. Ten schemat miał całkowicie zdyskredytować pracę w budżetówce, więc często takimi “świadkami” byli nauczyciele z wykształcenia, którzy rzucili zawód i związali się z nowym pracodawcą, sami stając się pracodawcami dla kolejnych werbowanych adeptów. Przypominało to praktyki “nawracania” na mieście, stosowane przez sekty, a akwizycja przypominała domowe wizyty świadków Jehowy z nieodłączną Biblią, których jedynym celem było werbowanie nowych członków sekty.

III. Inne, niepozorne formy prania mózgów.

Najczęściej myślimy, że pranie mózgu to margines socjopatologii i że to “mi się nie zdarzy”, że ulegają mu tylko osoby podatne na sugestię i wpływy, często z problemami osobowościowymi, osobowością zależną, “po przejściach”, albo “z przeszłością”. Tymczasem każdy z nas padł ofiarą niepozornego prania mózgu. Żaden z nas jednak o tym nie wie i na tym właśnie polega sukces oprawców – przezroczystość: patrzymy przez wskazane nam okno w nowy sposób na świat, nie dostrzegając wzorów na szybie i sądzimy, że owe wzory są w świecie. Tymczasem nawet tradycyjne środowiska, które wcale nie podejrzewalibyśmy o stosowanie procederu “prania mózgów” takie, jak rodzina, szkoła i system edukacyjny oraz nobliwy wciąż dla rzesz ludzi kościół, mogą stosować wybrane elementy tej socjotechniki. Przykładowo podczas zbierania na tacę w kościołach, bardzo często równocześnie wykonywana jest pieśń “wszystko Tobie oddać pragnę”. Kazania i homilie, nawet na państwowych uroczystościach odznaczają się bardzo dużym stopniem perswazyjności, którą wzmacnia strój kapelana, jego wysoki status w Kościele, kontekst ważnego święta, sposób argumentacji z góry założoną tezą, wzmacniany przez charakterystyczny ton wypowiedzi, elementy starożytnej retoryki (kojarzonej z manipulacją nie bez powodu) i tak dalej. Wielkie budowle sakralne zawsze miały wpłynąć na postrzeganie kościoła jako intytucji potężnej, kontrolującej każdy aspekt życia wiernych, czemu służy także wystrój, sztuka malarska, a nawet potężna, tryumfalistyczna muzyka organowa. Hasło kontrreformacji “przez oczy do duszy” w sytuacji powszechnego wtedy analfabetyzmu pierwotnego, a dziś wtórnego było sprytną próbą wpływania na wiernych. Strategie przekonywania o posiadaniu “jedynej prawdy”, a instytucji jako “jedynego pośrednika” miały zniechęcić do samodzielnych badań teologiczno-filozoficznych, samodzielnej lektury Biblii (czemu sprzeciwiła się reformacja) – katolickie przekłady Biblii na języki narodowe poza przekładem Biblii Jakuba Wujka z charakterystycznym pobożnym stylem nastąpiły na szerszą skalę dopiero w XX wieku po aprobacie Soboru Watykańskiego II. Wszystko to nie musi jeszcze wskazywać na stosowane w kościołach “pranie umysłu”, niemniej kilka elementów niepokojąco przypomina takie praktyki. Może to też wynikać z faktu, że kościół – nie tylko katolicki – to duża do opanowania instutucja z wyraźnie zarysowaną hierarchią, dyscyplinowaniem tłumów i ogólnie “logistyką” czy zarządzaniem majątkiem kościelnym.

  

Jeśli nawet dorośli – ale nie wszyscy – są bardziej odporni na “pranie umysłu”, to trudno takie stwierdzenie odnieść do dzieci. Według psychologia Piageta, zajmującego się intelektualnym rozwojem człowieka, dzieci w okresie “prelogicznym” (ok. 5-11 r. ż.) są bardzo podatne na manipulacje pod pozorem wychowania, ponieważ nie potrafią zdobyć się na niezależne myślenie, fundowane na krytycyzmie i sceptycyzmie, bo obawiają się o relacje z Dorosłymi (Rodzic, reprezentowany w edukacji i katechizacji przez Nauczyciela czy Katechetę, coraz częściej świeckiego). Jako zależne całkowicie ekonomicznie od dorosłych, nie potrafią jeszcze przeciąć pępowiny i być niezależne emocjonalnie. Szkoła jako instytucja, która zbudowana była na sprzeciwie filozofów Oświecenie wobec teologii scholastycznej, wpaja uczniom “pewne” prawa przyrody czy dzieje historii, nierzadko dokonując selekcji materiału, żeby pasował do stabilnej wizji świata, reprezentowanego przez Nauczyciela, który ma udawać, że “wie wszystko”, że jest to wiedza pewna i sprawdzona. O ile w naukach ścisłych udaje się coś pewnego ustalić, to w nauczaniu historii czy religii można tendencyjnie przedstawiać fakty, aby wspierały pożądaną aktualnie wizję światopoglądową zależnie od bieżącego układu politycznego i potrzeb społecznych. Żaden nauczyciel nigdy nie przyzna, że nie wie wszystkiego, że w nauce istnieją pewne paradygmaty (termin metodologa nauki Kuhna), które są zmienne w czasie, bo cała nauka też podlega rozwojowi. Również niestety w przestrzni rodzinnej dochodzi często do prania umysłu, a nawet przemocy psychicznej. Pod pozorem “wychowania” rodzice traktują dziecko jak przedmiot swojej własności, manipulują kontaktami pozarodzinnymi (“on nie jest dla ciebie”, “nie spotykaj się z nią, bo źle na ciebie działa”). Tezy powtarzane latami, zwłaszcza we wspomnianym piagetowskim okresie prelogicznym wraz z nabywanymi w tym czasie “niezmiennymi prawdami wiary” sprawia, że bardzo łatwo w dorosłości zagrać na uczuciach religijnych czy emocjach międzyludzkich. Najczęściej ulegają temu osoby słabsze, co dodatkowo negatywnie wpływa na ocenę “silnych”, dopuszczających się takich praktyk. Podsumowując: najepszym lekiem-szczepionką na pranie umysłu jest sprawdzanie odbieranych albo aktywnie poszukiwanych informacji o świecie w wielu źródłach, sprawdzanie kwalifikacji naukowych i moralnych autora danej tezy, krytycyzm, sceptycyzm w ocenie możliwości poznawczych ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z nauką, sprawdzanie i testowanie czytanych książek, artykułów i słuchanych audycji radiowo-telewizyjnych. Dodatkowo należy przestać wierzyć, że “wszystko już wiadomo” i należy tylko się tego nauczyć, nic nie wnosząc od siebie, wierząc w rzekome “autorytety” i nie wysilając się w celu weryfikacji, albo chociaż falsyfikacji zdobywanej wiedzy. Niestety, cywilizacja obrazkowa, wtórny analfabetyzm, brak kompetencji miękkich i coraz częściej rzetelnej, twardej wiedzy w połączeniu ze spadającym poziomem ilościowym i jakościowym czytelnictwa w Polsce i Europie Zachodniej nie wróży dobrze na przyszłość, w której należy spodziewać się nasilenia indoktrynacji, propagandy, stosującej metody prania umysłu, takie jak rozmrażanie i ponowne zamrażanie, izolacja, monopolizacja kanału wiedzy, a czasem wręcz szantaż emocjonalny, o którym autor powie więcej w kolejnym artykule.